Gdy byłam w IV klasie podstawówki dostałam od taty swoje pierwsze w życiu jeansowe ogrodniczki. Pamiętam że pokochałam je wtedy miłością przeogromną. Nosiłam je praktycznie cały czas, jedynie z przerwami na pranie. Ogrodniczki+zielony crop top (wtedy zwany przeze mnie niefachowo krótką bluzką ;)) +czapka Charlotte Hornets (oczywiście noszona daszkiem do tyłu) to był mój zestaw na szkole dyskoteki, który w mojej subiektywnej opinii przebijał stroje innych koleżanek. Jednak wraz z zakończeniem roku szkolnego, skończyła się także moja miłość do tych spodni. Znalazłam sobie nowy obiekt westchnień - sztruksy, a ogrodniczki popadły w niepamięć na dłuuuuuugie lata. A tak naprawdę to nawet dziesięciolecia(!!!), ponieważ moją drugą parę zakupiłam dopiero w tym roku na zimowej wyprzedaży. Nie wiem czy kierował mną sentyment czy była to racjonalna potrzeba posiadania tego typu spodni, tak czy siak ogrodniczki wylądowały w mojej szafie. Dziś debiutują na blogu, co prawda nie w tak "trendy s...